DZIEŃ 7

Oslob - rekiny wielorybie czy wieloryby rekinie ?

Fani skuterków

Skuterki czekają na nas już od samego rana. Do Oslob mamy około 20 km, więc nie musimy się dziś spieszyć. Spokojnie jemy śniadanie, pakujemy sprzęt do nurkowania i o 9:00 wyruszamy.
Jedziemy zobaczyć największą okoliczną atrakcję turystyczną, czyli rekiny wielorybie. 
Rekin ten, jest największą znaną rybą. Dorasta do 10 m i może ważyć do 19 ton. To spokojne dostojne stworzenie żywi się planktonem i małymi skorupiakami. Rekin płynąc powoli otwiera swoją wielką paszczę i zgarnia wszystko, co przepływa przed nim. Spotkanie z takim wielkoludem może być bardzo emocjonujące. 
Droga wiedzie wzdłuż wybrzeża i wygląda jak większość tutejszych tras. Wzdłuż ciągną się zabudowania, a po ulicy pędzą z oszałamiającą prędkością 40-50 km/h skuterki, ciężarówki i wszelkie inne dostępne tu środki transportu publicznego. Po około 40 minutach docieramy do miejscowości Tan-Awan. To właśnie tu przygotowano atrakcję przyciągającą setki turystów, w tym nas. Skutery za drobną opłatą 20 peso zostawiamy na przydrożnym parkingu i udajemy się za tłumem w kierunku wybrzeża.

Filipińskie zasady obsługi turystów

Musimy rozgryźć obowiązujące tu zasady. A te jak się okazuje nie są proste. Chwilę potrwało zanim je załapaliśmy. 
Ale po kolei. Najpierw udaliśmy się do wejścia z napisem Entrance. Tu siedząca przy stoliku pani wpisała nas do magicznej księgi, spisując imię, nazwisko i obywatelstwo. W zamian dostaliśmy tajemnicze karteczki z numerem grupy 13 i zostaliśmy skierowani na ustawione pod zadaszeniem krzesła. Tu po chwili kolejna pani wyjaśniła nam „rekin rules”, czyli nie dotykaj, trzymaj odległość minimum jednego metra, nie karm, nie rób zdjęć z fleszem, nie lataj dronem. 
Po chwili podeszła kolejna pani i zaprowadziła nas na kolejne miejsce z krzesłami. Wyczytaliśmy w cenniku, że oglądanie jest płatne 500 peso, więc dopytujemy się gdzie zapłacić. Wskazują nam ladę przy której nikogo nie ma. Ale podobno będzie. Niestety nikt się nie pojawia. Nic się nie dzieje, więc wykorzystujemy czas i idziemy się przebrać i zostawić torby w przechowalni. Zabieramy jedynie kamerkę do ujęć z wody i maski. Wracamy, a nasza grupa udaje się za przewodnikiem w miejsce gdzie zostają przydzielone kapoki. Ubieramy je i idziemy za resztą w kierunku wybrzeża. tam podpływają łodzie, a przewodnik wykrzykuje numery i mówi do jakiej łodzi trzeba iść. 
My mamy tylko karteczkę z nr 13, a wykrzykiwane numery są trzycyfrowe. Coś nam tu nie pasuje. Nie płaciliśmy także za wejście. Tknięty przeczuciem wracam na sam początek systemu obsługi. Pani patrzy się na mnie i pyta gdzie mam numer. Ja jej pokazuje kartkę z numerem 13, a ona w śmiech i pokazuje mnie innym z obsługi, że niby nie mam jeszcze nadanego numeru, a już się wbiłem w kapok. Mnie nie jest do śmiechu, bo moja grupa zaraz wsiada na łódź. Mówię do pani, że chcę numer, a ona że mam najpierw zapłacić, ja jej na to , że przecież w kasie nikogo nie ma, a ona na to że mam poczekać. Wkurzyła mnie i mówię że nie będę tu czekał i chce iść na łódkę. Pani widząc moją minę wie, że to nie przelewki. Wzięła ode mnie kasę i poleciała załatwiać papierki. Ostatecznie przyleciała z numerkiem 160 i mi go wręczyła. 
Teraz spokojnie mogliśmy się pakować na łodzie. Okazało się, że po prostu ominęliśmy część procedur. Zaczęło się od nie czekania na panią w kasie. Powinniśmy na nią poczekać. Przychodzi co jakiś czas i przyjmuje kaskę. Po zapłaceniu należało pójść do kolejnego pana który widząc potwierdzenie zapłaty przydzielał każdemu trzycyfrowy numer uprawniający do ubrania kapoka i wejścia na łódź. Koniec końców, po godzinie czekania jesteśmy na łodzi.

Kombajn turystyczny

Nie tak wyobrażaliśmy sobie pływanie z rekinami. To po prostu kombajn turystyczny, w którym wszystko działa jak trybiki w maszynce. Przede wszystkim teren w którym pływają rekiny jest ogrodzony siatką. 
To takie duże akwarium, tyle, że wydzielone z morza. Na każdą wpływającą do „akwarium” łódkę, organizatorzy pakują 10 turystów. Łódek jest ok 10. Stoją w rządku przywiązane do siebie i powoli drydują. Ostatnia łódka gdy dopłynie do końca siatki, zostaje odwiązana i odpływa z turystami na brzeg, a kolejna zostaje przywiązana z przodu i rozpoczyna dryfowanie. Dryf trwa ok 30 minut. W tym czasie turyści mogą siedzieć na swojej łodzi lub przy niej pływać i nurkować.  
Przed rządkiem łodzi z turystami pływają na małych łódkach tzw dokarmiacze. Wrzucają co jakiś czas do wody paszę, którą płynący za nimi rekin zjada, otwierając swoją ogromną paszczę. Dzięki temu można nurkując przy swojej łodzi podpłynąć bardzo blisko rekina. Zwierzęta zajęte jedzeniem, nie zwracają na nurkujących zupełnie uwagi. Nie mniej przebywanie w wodzie z tak wielkimi stworzeniami wzbudza emocje. Mimo, że to ustawka. 
Pływamy więc i nurkujemy ile się da podziwiając te ogromne stworzenia. 30 minut szybko mija i po chwili lądujemy na brzegu.

Oslob nie Oslo

Zadowoleni z dostarczonych wrażeń, wracamy do skuterków i wyruszamy w dalszą podróż. Teraz czas na Oslob. Jest tam kilka atrakcji, które chcemy zobaczyć. Przede wszystkim ruiny kościoła. Droga z Tan-Awan do Oslob biegnie wzdłuż wybrzeża.

Szef Edward

Na jednym z zakrętów Aleksandra krzyczy STOP!!! Okazało się, że w tym miejscu jest małe mini zoo, którego atrakcją są makaki. Opłacamy wstęp i po wysłuchaniu „makak rules” czyli standardowego co można czego nie można, zostajemy wprowadzeni na ścieżkę wiodącą do zoo. Małpy mieszkają tu bez żadnego ogrodzenia. Mają zrobione z siatek trasy spacerowe i trzymają się tego terenu. Pewnie ze względu na darmową wyżerkę. Są niezbyt agresywne i delikatnie biorą kawałki owoców podawane przez obsługę lub turystów. Są w różnym wieku. Największy jest szef Edward - duży stary makak, który chyba jest tu ojcem wszystkich małpiszonów. Rodzeństwo figluje, skacze i huśta się. Czasem się grupowo przytulają i iskają w poszukiwaniu insektów. Miło jest z tak bliska podejrzeć makaki w ich naturalnym środowisku. Nacieszywszy oczy wyruszamy w dalszą drogę.

Nie wszystko w ruinie

Wjeżdżamy do Oslob. To niewielka miejscowość, położona nad brzegiem morza. Skuterki zostawiamy na parkingu znajdującym się w centrum i idziemy do pobliskich ruin kościoła. Kamienne pozostałości ścian klimatycznie się prezentują. Robimy kilka zdjęć i idziemy dalej. 
W pobliżu ruin stoi ogromny kościół do którego pozwalamy sobie wejść. Zauważyliśmy, że większość kościołów jest otwarta dla wiernych. W tym naszą uwagę przyciągają drewniane figury świętych. Robimy zdjęcia i wychodzimy. Idziemy w stronę morza na ładny zielony spacerniak. 
Są tu ławeczki, na których siedzą lokalesi i bary gdzie można coś zjeść. W jednym z nich kupujemy ulubiony mango shake. Właścicielka jest marketingowo ogarnięta, bo robi nam fotkę i wrzuca ją od razu na swojego fejsa. Na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury. Dosiadamy naszych rumaków i mkniemy do Liloan uciekając przed deszczem, który koniec końców nas nie dogonił.

FILM

Rekiny Wielorybie

Jedną z najciekawszych atrakcji wyspy Cebu jest możliwość pływania z rekinami wielorybimi. Musieliśmy tego spróbować. To niezapomniane wrażenie.