DZIEŃ 25

Manila - filipiński Nowy York

Poranne walenie Koreańczyka

O 6:00 budzi nas walenie do drzwi i krzyki. Wstawać Wstawać !!! Czas na golfa !!! Oczywiście gość krzyczy po koreańsku. Aleksandra wypadła z łóżka jak z procy i poleciała do drzwi pogonić golfistę. Po polsku oczywiście. Uciekł. Już nie idziemy spać. Wylegujemy się i po chwili rozpoczynamy proces pakowania. Zbieramy porozrzucane po pokoju rzeczy i układamy w plecakach. Teraz śniadanie i jedziemy oddać motorki.

Tajemnicze pudełko

Dodatkiem do dzisiejszego śniadania, było podane przez kelnera, tajemnicze pudełeczko. Koreańskie napisy niewiele nam mówiły. W środku były wysuszone sprasowane w prostokąty cieniutkie zielone listki. Okazał się, że to trawa morska. Ugryzłem i zacząłem przeżuwać. Smakowało delikatnie morzem. Nawet miłe w smaku, jednak nie bardzo mieliśmy koncepcję, jak to jeść. Zapytany kelner wyjaśnił, że należy zawijać w to np ryż, i taką rolkę zjadać. Człowiek uczy się całe życie. Kończymy posiłek, zabieramy z pokoju plecaki, żegnamy z obsługą i jedziemy oddać skutery.

Wracamy tak jak przyjechaliśmy

Teraz czeka nas ponad kilometrowy spacer do miejsca w którym kilka dni temu wysiedliśmy. Liczymy na to, że z tamtąd uda się też wyjechać. Jest godzina 9:40. Zmachani i zgrzani docieramy pod ocienione wejście do galerii handlowej. Tu nas ostatnio wysadzono. Pytamy siedzącego na ławce pana, czy może stąd odjeżdżają autobusy do Manili. Odpowiada, że tak. Autobus podjedzie o 10:30. Powoli robi się coraz więcej oczekujących. Głównie sami Koreańczycy. Jest ich tu w Angeles bez liku. Autobus podjeżdża punktualnie. Wsiadamy i przez następne 2 godziny jesteśmy wymrażani. Mamy doświadczenie, więc siedzimy mocno opatuleni. Ja nawet włożyłem skarpetki. Podróż pod znakiem spania i czytania minęła szybko. Wjeżdżamy na terminal lotniskowy i zostajemy wysadzeni.

Gdzie się pchasz polski baranie?

Nasz hotel Bayview Park Hotel Manila mieści się w dzielnicy Malate, oddalonej ok 11 km od lotniska. Musimy więc znaleźć transport. Wysyłam Aleksandrę, aby w stojącej obok kolejce taksówek rozeznała ceny. Jeśli będzie drogo, to pójdziemy w tym upale szukać transportu publicznego. Wcale nam się to nie uśmiecha. Okazuje się jednak, że możemy pojechać za 300 peso. Cena do zaakceptowania. Bierzemy plecaki i pakujemy się do pierwszej taksówki, wywołując tym oburzenie stojących obok auta panów. Okazuje się, że przecież jesteśmy na Filipinach, więc system wsiadania do taksówek został zbiurokratyzowany. Najpierw odstaliśmy swoje w małej kolejce do pana, który wypełnił mały formularz, w którym zapisał nasze imiona oraz dokąd chcemy jechać. Następnie przekazał karteczkę koledze, który wybrał taksówkę i przekazał kwit taksówkarzowi. ten dopiero zaprosił nas do auta. I tak wyruszamy w podróż do hotelu. Trochę przykra, bo na każdym postoju na światłach, do szyb auta przyklejały się małe buźki proszące o pieniądze. Smutny widok. Sporo tu też śpiących na chodnikach bezdomnych. Ciężko takie obrazki wymazać potem z pamięci.

Dobrze wybrany nocleg

W końcu wjeżdżamy na szeroki bulwar i mkniemy nim do naszej dzielnicy. Kierowca zatrzymuje się przed samym hotelem. Budynek w kolorze brązowym jest spory - ma 14 pięter. Aleksandra bardzo dobrze wybrała ten hotel, bo mamy bardzo blisko do starego miasta i innych ciekawych atrakcji Manili. Przy wejściu wita nas ochrona i obsługa. Jak zawsze na Filipinach wszyscy są mili i uśmiechnięci. Nie inaczej jest w recepcji. Sympatyczny pan sprawdza naszą rezerwację i wydaje klucz. W holu jest spory ruch, bo przecież mamy sobotę więc weekend. Większość klientów do Filipińczycy. Idziemy do pokoju zostawić rzeczy i od razu wyruszamy w miasto. Przede wszystkim kieruje nami głód, ale i też chęć zobaczenia stolicy Filipin.

Park Rizala

Zwiedzanie zaczynamy od znajdującego się obok hotelu Parku Rizal. To jednen z największych parków w Azji. Na obszarze 54 ha znajdują się parki tematyczne, grające fontanny, oceanarium, ogromny maszt z flagą, mapa 3D Filipin i oczywiście pomnik Rizala. Mieliśmy szczęście, bo w parku odbywa się właśnie Festiwal Sztuki, gdzie lokalni twórcy prezentują swoje prace. Można je także kupić. Chodzimy i przyglądamy się tłumnie odwiedzającym park mieszkańcom. całe rodziny tu spacerują i leżakują. Robimy im zdjęcia, do których chętnie pozują. W pewnym momencie podchodzi do nas pan i pyta czy też łapiemy pokemony. Ze śmiechem zaprzeczamy. Pokazuje nam swój telefon w którym park roi się od tych padalców. Życzymy mu sukcesów i idziemy dalej.

Jest nocny plan

Wracamy do hotelu. Bierzmy prysznic, po gorącym wypadzie na miasto i chwilkę odpoczywamy. Powoli robi się ciemno. Na wieczór zaplanowaliśmy wypad do klubu La Cafe. To znane w całej Manili miejsce, gdzie możesz pograć w bilarda, obejrzeć mecz, ale także poderwać dziewczynę. Mamy niedaleko. Nasz hotel jest oddalony o ok 500 m, więc po 10 minutach jesteśmy na miejscu. Wejście, znajdujące się na rogu ulic, oświetlają neonowe reklamy. Decydujemy się i wchodzimy do środka. W delikatnym półmroku widzimy, że jest tu już sporo osób. Po środku niewielkiej sali znajduje się okrągły bar, wokoło którego ustawiono hokery. Okupują je dziewczyny. Co chwila rozglądają się po sali lub wpatrują się - lekko znudzone - w swoje telefony. W jednym z rogów pomieszczenia stoją 2 stoły bilardowe zajęte przez kilku grających klientów. Gra głośna muza z mocnym bitem. Przy kilku stolikach siedzą starsi panowie i popiją drinki. Do niektórych z nich przysiadły się panie. Jeszcze nie jest tłoczno. Przechodząca obok nas kelnerka z uśmiechem wskazuje wolny stolik, przy którym siadamy. Nigdy nie byliśmy w takim miejscu więc czujemy się skrępowani.

Szpiedzy tacy jak my

Rozglądamy się delikatnie udając starych bywalców, wogóle nie zainteresowanych otoczeniem. Ale jest inaczej - wszystko nas tu interesuje. Po chwili podchodzi kelnerka i wesoło namawia do zakupu alkoholu. Wybieramy mojito. Chichramy się podśmiechując z siedzących przy innych stolikach „dziadkach”. Wyglądają, tak, jakby powinni być na OIOM-ie z respiratorami, a nie tutaj. Po chwili wjeżdżają nasze drinki. Smakujemy je i okazują się bardzo mocne. Nie żałują tu rumu. Popijając ze szklaneczek, powoli zaczynamy być bardziej wyluzowani. Pewniej się rozglądamy i zaczynamy dobrze bawić. Wyciągam aparat i robię kilka zdjęć. Ośmielony biorę w rękę naszą małą kamerkę i nagrywam, co się dzieje wokoło. Natychmiast podchodzi do mnie kelnerka i delikatnie pochylając nade mną szepcze do ucha, żebym nie nagrywał, bo dziewczyny są tu w pracy i nie życzą sobie tego. Oczywiście przepraszam ją i spełniam prośbę.

Tajemnicza Filipinka nikczemnej postury

Ponownie zaczynamy się rozglądać podpatrując toczące się tu życie. Za nami, przy stoliku siedzi starszy pan w masce. Przed nim stoi butelka z piwem. Pan siedzi nieruchomo wpatrzony właściwie nie wiadomo w co. Co chwila do lokalu wchodzą nowe panie. Rozglądają się czujnie wokoło szukając łatwych klientów. W pewnym momencie widzę przechodząca obok naszego stolika starszą panią ubraną na czarno z małym plecakiem na plecach. Była tak niska, że właściwie mogłaby przejść pod stołem. Rozglądała się czujnie, wodząc wzrokiem po sali. Filipinki są małe, ale ta była wybitnie nikczemnej postury.

Pierwsze szklaneczki szybko się kończą

Więc zamawiamy drugiego drinka i mamy już nieźle w czubie. Mojito robią naprawdę mocne. W pewnym momencie podchodzi do nas jedna z przyglądających się nam od dłuższego czasu pań i pyta Aleksandrę skąd jesteśmy. Z polski mówi - Ola. Pani wyraźnie się ucieszyła. Zaczyna opowiadać, że miała jechać do pracy do Polski do hotelu Mariott w Warszawie, ale COVID wszystko popsuł. Niestety wyjazdy zostały wstrzymane.

Piękne wystające nosy

Jasmin, bo tak ma na imię jest niewysoka, nosi okulary i ma na oko ze 40 lat. Rozczula się nad urodą Aleksandry. Najbardziej zazdrości jej wystającego nosa i jasnej karnacji. Potwierdzają się nasze internetowe informacje, że Filipińczycy bardzo nie lubią się opalać - stąd parasolki. Im ktoś jaśniejszy tym lepiej. No i te nasze wystające nosy.. To ich marzenie. Niektórzy na filipinach robią sobie operacje powiększania nosa.

Zasady biznesu są proste

Jasmin wyjaśnia nam też, jak funkcjonuje lokal. Pracuje tu ok 100 dziewczyn. To freelancerki. Nikt ich nie zatrudnia - same zarabiają na siebie. Mówi, że zaletą samozatrudnienia jest to, ze mogą same wybierać klienta. Nazywa to „Fishing” - łowieniem. Jeśli ktoś Ci się nie podoba możesz mu odmówić. Jeśli pracujesz dla kogoś, wyboru nie ma. Jest klient - idziesz z nim czy Ci się podoba czy nie. Więc Ty na nas zarzuciłaś wędkę i łowisz? - śmieje się Aleksandra. Jaśmin ze śmiechem potwierdza tę tezę, naśladując ruchy zarzucania wędki. Okazuje się, że nasz łowca nie jest typową seksworkerką. Ma dodatkową umiejętność - potrafi masować. I jak się sama zarzeka robi to bardzo dobrze. Podaje nam cennik świadczonych usług: 1000 peso za osobę. Zrobię wam dwa półtoragodzinne super masaże za 2000 peso - zachęca. Dziewczyny za sex biorą tu 4000 peso - mówi. Rozmawia się nam super. Jaśmin jest otwarta i zabawna. Co chwilę pozdrawia przechodzące obok dziewczyny, pewnie wszystkie się tu znają.

Tajemnica małej filipinki

Wskazuję Jaśmin niską, ubraną na czarno panią, która wcześniej zwróciła moją uwagę. To freelancerka - mówi - jest w pracy i teraz łowi klientów. O cię piorun. Robi się coraz ciaśniej. Przybywa klientów. Oprócz starszych Panów, pojawiają się też młodsi. Wchodzą grupkami i zasiadają przy stolikach. Jasmin dyskretnie wskazuje nam dwóch siedzących przy barze i rozmawiających ze sobą panów. Zobaczcie co za ćwoki - śmieje się z nich. Przyszli do La Cafe i zamiast podrywać dziewczyny, od pół godziny gadają ze sobą. Geje chyba czy jak?

Co robią w La Cafe owczarki niemieckie?

Jasmin ma ukryty talent. Potrafi poznać pochodzenie klienta po głosie. Słuchajcie tych gości, to Australijczycy. My także poznajemy ich śpiewny akcent. O!!! A ci to German Shepards - śmieje się z niemiaszków szwargocących w kącie. Naprawdę bawimy się świetnie. Drinki nam się skończyły. Resztką przyzwoitości podejmujmy decyzję o nie picu więcej. I to była najsłuszniejsze decyzja tego wieczoru, o czym przekonaliśmy się później.

Damsko męska decyzja

Jasmina jest tak miła, że postanawiamy dać jej zarobić i decydujemy na masaż. Pytamy czy ma własny gabinet. Kiwa głową odmownie. Mówi że masuje u klienta. Ale my mieszkamy w hotelu - tłumaczymy. No Problem - odpowiada. Zostawiam ID u ochrony i mogę z wami wejść.

Takie są zasady

Chcemy się zabrać do wyjścia, a tu dopada nas kelnerka i mówi, że musimy zamówić drinka dla naszej Pani - takie są zasady. Pytamy Jasmin co chciałaby wypić. Zamawia cherry wódkę, czyli alkohol z wisienką. Duszkiem wypija swojego drinka. Klub pozwala na pracę freelancerkom, ale musi zarabiać, więc zasadą jest kupowanie drinków dla pań. Płacimy rachunek. Tanio nie jest, ale i nie przesadnie drogo. Za 5 drinków wychodzi 1500 peso. Wychodzimy z lokalu i udajemy się w stronę hotelu. Po drodze naszą masażystkę zaczepia jedna z jej koleżanek. Dokąd idziesz pyta? A ta na to dowcipnie odpowiada - Just night tour guide. Jest dziewczyna zabawna.

Po co stanik masażystce?

Wejście z dziewczyną do hotelu okazuje się bardzo proste. Ta zostawia na wejściu dowód. Zostaje wpisana do księgi gości, podpisuje się i możemy wchodzić. 
Wjeżdżamy na 7 piętro i zapraszamy panią do pokoju. Jasmin rozgaszcza się odkładając torebkę i zdejmując klapki. Z torebki wyciąga olejek do masażu. Jednym wprawnym ruchem spod koszulki ściąga swój stanik. Przeszkadza w masowaniu - powiada i odkłada go na torebkę.

Rozbieraj się Aleksandra

Kto pierwszy? Pyta. Wskazuję na Aleksandrę. Ok - mówi Jasmin - rozbierz się Aleksandra. Po chwili Olka stoi w samych majtkach, zasłaniając rękami piersi. Nie krępuj się, to tylko ciało, wszyscy je mamy - wspiera ją słownie nasza masażystka.

Samotny Jack

Jack!!! Masz półtorej godziny dla siebie - informuje mnie Jasmin i zaczyna wprawnym ruchem wmasowywać olejek w plecy Aleksandry. Prosimy o delikatne masaże więc Jasmin obiecuje nie znęcać się nad nami. Jej ruchy są płynne i delikatne. Cały czas mówi, a my z chęcią słuchamy i podpytujemy co rusz o szczegóły. Ja leżę obok maskowanej Aleksandry i początkowo próbuję pisać, ale to co opowiada Jasmin jest, tak ciekawe, że nie potrafię się skupić i zamykam laptopa.

Z życia Jasmin wzięte

Teraz z pełną uwagą przysłuchuję się rozmowie. Okazuje się, że Jasmin ma 43 lata, ma dorastającą córkę i niestety jest wdową od kilku lat. Mąż - wojskowy - zginął w wypadku autobusu, który spadł z urwiska. Zginęło wtedy ponad 30 osób. Nikt nie przeżył. Dostała od Państwa odszkodowanie 3000 USD. To i pozostałe swoje oszczędności zainwestowała w własny biznes. Na rodzinnej ziemi zajęła się uprawą warzyw. Niestety rok temu przyszedł tajfun i wszystko zabrał. Została bez grosza przy duszy. Wspierali ją rodzina i znajomi. Jeden z przyjaciół proponuje - masz talent, skończyłaś szkołę masażu, umiesz zagadać, wiec może weź się za masowanie obcokrajowców? Dobrze płacą - dodaje. I tak się zaczęło. 

Czasem ma się trochę szczęścia

Jej pierwszy klient - Nowozelandczyk, był po operacji. Miał raka mózgu, który udało się usunąć. To był starszy pan po sześćdziesiątce - wspomina. Zaproponował jej 21 dniowy wyjazd za 4 tys peso za dzień. Nie ma się co zastanawiać. To duża kwota. Zarobi w miesiąc ponad 80 tysięcy. Ustalają warunki. Jadą zwiedzać Filipiny. Pan funduje hotele, jedzenie i przejazdy oraz wypłaca dodatkowo 4 tysiące/ dziennie. W zamian Jasmin ma mu dotrzymywać towarzystwa, masować i świadczyć usługi seksualne. Głównie chodziło o blow up i licking pussy - wspomina. Załatwiałam pana w dwie minuty i zaraz zadowolony zasypiał - śmieje się. To była łatwa kasa. Miała szczęście.
Często w trakcie naszej podróży po filipinach widzieliśmy starszych panów w towarzystwie młodych Filipinek. Teraz wiemy jak, to funkcjonuje.

Tylko masaż poproszę

Jasmin śmieje się, że panowie często zamawiają sam masaż. Jednak w trakcie masowania dostają erekcji i wtedy machają ręką i mówią - Ok Jasmin działaj !!!. Za „happy end” dopłacają 2000 peso. Wszyscy są zadowoleni. Nadmienię, że w trakcie tych opowieści Aleksnadra była cały czas rozpieszczana. Pani była bardzo dokładna i masowała szczegółowo każdy kawałek ciałka Oli rozpływając się nad tym jaka jest ładniutka.

Mam naprawdę spoko tyłek

Mój tyłek podsumowała natomiast podsumowała tak: mały, jak u dziecka ;/ . Nie wiem o co jej chodziło. Mam normalny męski tyłek.
Gdy zapytała nas gdzie byliśmy ostatnio, opowiedzieliśmy o naszym pobycie w Angeles i wycieczce na wulkan. Ooo!!! To byliście w mojej rodzinnej miejscowości. To tam miałam swój biznes. Okazuje się, że jej rodzina mieszka w Santa Juliana - miejsca w którym startowaliśmy jeepami. Wspomina z rozrzewnieniem swoją babcię, która zmarła w wieku 104 lat. Szkoda, że poznaliśmy się dopiero dziś - mówi. Zaprosiłabym Was do siebie. To kolejne potwierdzenie mitu o gościnności Filipińczyków.

Zamiana ról

Półtorej godziny minęło w oka mgnieniu. Teraz moja kolej na przyjemności. Kręci mi się dosyć mocno w głowie od tych dwóch drinków. Nie wiem co tam było, ale załatwiło mnie na amen. Może to ten najtańszy rum co zabija, o którym wspominał Szwajcar poznany podczas wycieczki łodziami po zatoce Coron. Jasmin zaczyna mnie masować. Leżę na plecach więc nie widzę co się dzieje. 

Mojito kontra Aleksandra

Po chwili słyszę hałas w łazience. To Aleksandra walczy ze swoim mojito. Jest jeszcze bardziej wstawiona ode mnie. Jak wstała po masażu, to ją siekło. Siedzi teraz w łazience, podczas gdy ja jestem masowany przez Jasmin. Trochę surrealistyczna sytuacja. Robimy przerwę - mówi Masażystka - trzeba pomóc Aleksandrze. Wstaje i idzie zrobić herbatę. Zanosimy Oli gorący napój.

Róbta swoje - ja dam rade

Aleksandra dziękuje nam, ale wygania do salonu. Mówi, że czuje się bezpieczniej w łazience i sobie spokojnie sama poradzi z trudnym losem alkoholika. Wracamy więc z Jasmin do masażu. Ta chyba do serca wzięła sobie chęć udowodnienia mi, że jej opowieści o powstających pienisach nie są wyssane z palca. No cóż, nie powiem - coś drgnęło w rajstopach. Z błogiego rozluźnienia wybudza mnie śmiech żony, która chyba poczuła się na chwilę lepiej, bo siedzą nade mną z Jasmin i się chichrają. To złe kobiet są. Jak tak można.

Wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć

Niestety nasz czas z Jasmin dobiega końca. Żegnamy się czule, bo zdążyliśmy się przez te 4 godziny polubić. Jasmin wyściskuje i wycałowuje Aleksandrę, przytyła mnie na pożegnanie i wychodzi. Mówi, że za chwilę zadzwonią z ochrony zapytać, czy wszystko w porządku. Nie myli się. Odbieram telefon i mówię, że jest OK. Ochroniarz dziękuje i odkłada słuchawkę. Jest pierwsza w nocy. Tak kończy się nasza nocna eskapada. BYŁO SUPER. Aleksandra potwierdza :P.