DZIEŃ 10

Czekoladowe Wzgórza

Plaża po ulewie

W nocy mocno padający deszcz budzi nas kilkakrotnie. Pada, przestaje, za chwilę znowu pada. Słyszymy bębniące w blaszany dach krople. O 6:30 budzi nas świergot ptaków i świecące słoneczko. Wstajemy i dla odświeżenia umysłów idziemy na plażę. Widać pozostałości po nocnych ulewach. Psy wygrzewają się na plaży w promieniach porannego słonka. Czuć gorąc i parującą przyrodę. Może jednak będzie dziś piękny dzień. Po krótkim spacerze czas na śniadanie. Dziś nasze gospodynie postarały się i oprócz zwykłego zestawu uraczył nas ręcznie przyrządzonymi deserami. Był banan w cieście na słodko, banan zapiekany z cukrem trzcinowym, tamaryndowiec na ostro i wióry kokosowe kandyzowane w cukrze. Pychotka. Filipińczycy uwielbiają słodkie.

Pędzimy na Bohol

Zbliża się godzina 9:00. Pakujemy tobołki, wymeldowujemy się i wyruszamy na wyspę Bohol do miejscowości Loboc. Mamy do przejechania ok 30 km drogą wzdłuż wybrzeża. Ruch nie jest uciążliwy i po ok godzinie docieramy na miejsce. Nocleg wynajęliśmy w hoteliku Stefanie Grace Paradise Inn położonym nad samą rzeką. Trafiamy bez problemu.

Flinstony z nas

Hotel wygląda jak z Flinstonów. Wszystko jest tu z betonu odlanego na kształt drewna i oczywiście odpowiednio pomalowanego. Są pięknie położone tarasy z widokiem na rzekę i dżunglę. Niestety pokój znacznie odbiega od dotychczasowych standardów. Jest tylko nieco większy od łóżka, a łazienka jest na zewnątrz. Ściany są z bambusa i czuć w nim stęchliznę. Wprawdzie jest klimatyzator, ale strasznie hałasuje - generalnie słabo. Jakoś się przebiedzimy. Zrzucamy rzeczy i korzystając ze słońca wyruszamy zwiedzać okolicę.

W poszukiwaniu czekolady

Atrakcją tutejszego regionu są Czekoladowe wzgórza. Znajdują się 40 km stąd w okolicach miejscowości Carmen. Zatrzymujemy się jeszcze przy sklepie, kupujemy wodę oraz ciastka i wyruszamy. Droga otoczona dżunglą początkowo biegnie wzdłuż rzeki Loboc, potem zaczyna się piąć w górę serpentynami. Nagle słońce znika i zaczyna padać. Szybko narzucamy peleryny i przez następne kilka kilometrów jedziemy w deszczu. Przestaje padać, tak nagle jak zaczęło. Zatrzymujemy się w najbliższej miejscowości, aby zrobić przerwę na ciastko i wysuszyć peleryny. Wysychają momentalnie. Tutejsze słońce grzeje niesamowicie. Dziś nie posmarowałem nosa i już czuję, że jest spieczony. 

Ciasteczkowi smakosze

Zawsze kupujemy po jednym ciastku innego rodzaju i dzięki temu smakujemy ich wiele rodzajów. Generalnie wszystkie są pysznie słodkie. Najedzeni i wysuszeni jedziemy dalej. Teraz teren jest już płaski i tylko od czasu do czasu pojawiają się górki wyglądające jak kopce kreta. To właśnie są Czekoladowe Wzgórza. Zerkamy na mapę i decydujemy się na mały objazd okolicy.

Jak zwykle jazda po krzakach

W miejscowości Bilar skręcamy w lewo w podrzędną drogę i jadąc pomiędzy górkami próbujemy dojechać do miejscowości Batuan. Oczywiście starym zwyczajem trasa, którą wybraliśmy okazała się niezbyt ława. Betonowa droga szybko się skończyła i jedziemy szutrem pełnym dziur i głębokich kałuż. Niedogodności podróży rekompensują nam wspaniałe widoki. Dzika przyroda, rzeczki, dżungla i oczywiście otaczające nas wzgórza. Niestety z dołu nie bardzo da się podziwiać Czekoladowe Pagórki. Więc wykorzystujemy do tego drona. Wspierając się mapami Google wracamy w końcu na główną drogę.ką parką ptaszysk. Te dotrzymują im towarzystwa, podjadając podrzucane pod dziób kąski ryb. Niestety gatunku nie potrafiliśmy ustalić.

Procedury, czyli wszystko musi być poukładane

Wyjeżdżamy zaraz przy kolejnej atrakcji turystycznej, czyli Punkcie Widokowym na Czekoladowe Wzgórza. Drogę na punkt oczywiście blokuje Pan Porządkowy. Skierował nas na pobliski parking, gdzie zostawiamy skuterki i uiściwszy opłatę 200 peso otrzymujemy bilety. Filipińczycy uwielbiają procedury. Najpierw na parkingu wskazano nam dokładnie miejsce, gdzie mamy postawić motorki. Potem skierowano nas do kasy, gdzie otrzymaliśmy bilet i tajemniczą karteczkę. Następnie zaprowadzono nas do miejsca oczekiwania. Tam po chwili podjechał bus w który zostaliśmy zapakowani i zawiezieni na górę. Tam przy wysiadaniu sprawdzono nam bilety i zabrano tajemnicze karteczki.

Czekoladowe Wzgórza - jak okiem sięgnąć

Możemy w końcu rozpocząć zwiedzanie. Wywieziono nas na jedno z czekoladowych wzgórz, na którym zbudowano punkt widokowy. To duży wybetonowany plac z niskimi budynkami na środku. Wokoło placu postawiono barierki, aby komuś nie przyszło do głowy spaść ze wzgórza. Można też po schodach wejść wyżej na kolejną platformę widokową.
Podziwiamy okolicę. Pięknie to wygląda. Robimy sobie obowiązkowe zdjęcie na tle czekoladowych wzgórz i rozpoczynamy wspinaczkę po kilkuset schodach prowadzących na dodatkowy punkt. Po chwili możemy podziwiać okolicę z jeszcze lepszego miejsca. Warto było tu wejść. Słonko, delikatny wiaterek i wokoło, jak okiem sięgnąć, Czekoladowe Wzgórza.

Znowu procedury

Procedura zejścia, a właściwie zjazdu była podobna. Dostaliśmy numerek, odczekaliśmy swoje, zostaliśmy zapakowani do busa i zwiezieni na parking. Wsiadamy na skuterki i jedziemy dalej. Teraz czeka nas jakiś obiadek i po drodze zwiedzanie małpiego gaju. Zatrzymaliśmy się w jednym z przydrożnych barów i za całe 170 peso najedliśmy do syta. Teraz czeka nas zjazd serpentynami.


Małpi gaj jest ok, tylko małpy jakieś dziwne

Przy drodze zjazdowej, zaraz za Bilar znajduje się Bohol Tarsier Conservation Area. To miejsce gdzie można obejrzeć małe wyraki filipińskie - drapieżne ssaki, które wyróżnia to, że jako jedyne na świecie, prowadzą wyłącznie drapieżny styl życia. Ich przeciętna skoczność to 1,5 m, a maksymalna wynosi aż 6 m. Charakterystyczny dla wyraków jest brak ośrodków węchowych w mózgu. Prowadzą nocny, nadrzewny tryb życia. Są przede wszystkim owadożerne - chwytają owady, skacząc na nie. Ale nie gardzą też ptakami, wężami, jaszczurkami i nietoperzami.
Kupiliśmy bilety, odsłuchaliśmy zasad poruszania się i zachowania w parku i już szukamy małpiszonów. Ha… okazało się, że są wielkości chomika. W dżungli została wytyczona ścieżka po której można się poruszać. Bardzo się nam spodobało, że było tu słychać prawdziwe odgłosy dzikiej dżungli. Potem już tylko rozczarowania. Co chwilę na ścieżce stoi Pani z obsługi i wskazuje nam gdzie mamy patrzeć. Ok 2-3 metry od ścieżki pod zwiniętym liściem przytulona do gałązki śpi malutka małpka. Trzeba było się dobrze przyglądać, żeby ją zobaczyć. Nasze telefoniczne zoomy ledwo dawały radę. Raz miła Pani wzięła naszą kamerkę i podstawiła ją pod sam nos śpiącego malucha. Dzięki temu, dopiero w domu, mogliśmy sobie zobaczyć, jak wyglądają te sympatyczne stworzonka. Jeden nawet otworzył oczy. Na pytanie czy one zawsze śpią, pani odpowiedziała, że w dzień tak. Za to w nocy buszują ;P

Trochę rozczarowani

Generalnie opuszczamy tę atrakcję zawiedzeni. Zbliża się godzina 16-ta, dosiadamy więc skuterków i pędzimy z górki do domu. Tu szybka kąpiel w basenie i zaraz zmykamy na zakupy oraz zwiedzanie miasta. Wieczorem w Loboc robi się bardzo przyjemnie, temperatura spada do 25 stopni, więc ludzie wychodzą na zewnątrz. Słychać gwar rozmów i wesoły świergot bawiących się dzieci, W centrum, położonego nad rzeką miasteczka znajduje się park, w którym na ławkach swój wolny czas spędza młodzież. W stojącym obok placu kościele odbywa się msza, a na dużej hali sportowej gra muzyka i trwają przygotowania do zbliżających się konkursów tanecznych. Przyglądamy się życiu tych normalnych zadowolonych ludzi i zastanawiamy się skąd w nich tyle radości? Z naszego punktu widzenia mają przecież naprawdę trudne życie. Mieszkają biednie, jedzą skromnie, dużo pracują, a sprawiają wrażenie zadowolonych i szczęśliwych. Może do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba i to my przesadzamy? Na zakończenie dnia jemy pyszną kolację i wracamy do domku. Jest już ciemno. Teraz zgrywamy zdjęcia, omawiamy przygody, które nas dziś spotkały i idziemy spać

FILM

Czekoladowe Wzgórza

Pobyt na wyspie Bohol nie może się obyć bez zobaczenia Czekoladowych Wzgórz. Wycieczka w te góry dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń. Nie zapomnieliśmy także odwiedzić wyraki.